!!!SPEKTAKL ANULOWANY!!!

ZWRACAMY PIENIĄDZE ZA ZAKUPIONE BILETY

28.11.2020

godz. 19.00

Centre Prince Henri Walferdange

Scenariusz: Patrick Süskind
Przekład: Barbara Woźniak
Reżyseria: Jerzy Stuhr
Opracowanie muzyczne: Mariusz Pędziałek
Obsada: Jerzy Stuhr

Czas trwania: 100 minut, bez przerwy

Bilety: 50 euro normalny / 35 euro uczniowie

Bilety zakupione na datę majową są ważne również na ten termin. Dodatkowa sprzedaż ruszy jesienią. O dokładnej dacie sprzedaży będziemy informować.

  

Producentami spektaklu są: Fundacja Sceny im. St. Wyspiańskiego oraz Akademia Sztuk Teatralnych im. St. Wyspiańskiego w Krakowie.

Projekt plakatu: Hanna Karczewska

« Avec le soutien du ministère de la Culture du Grand-Duché de Luxembourg »

Sponsorzy:

🙂 Unicorner Concept Store

🙂 Ancien Cinéma Café-Club

🙂 Il Pizzico

🙂 Epicerie Fine Osada 

 

fot. Bartek Cieniawa

„Kontrabasista” to gorzka, ironiczna opowieść o samotnym człowieku, który nie potrafi pogodzić się z myślą grania ostatnich skrzypiec w orkiestrze. Ale nie tylko w orkiestrze, bo także w życiu. Spektakl to również monolog o rozpaczliwej samotności, którą bohater stara się wypełniać muzyką. Większość czasu spędza sam w domu, razem z kontrabasem, który w cieniu pokoju wygląda jak "stara, gruba baba". To właśnie ten instrument bohater obwinia o wszystkie niepowodzenia w swoim życiu. Przez niego jest niedocenionym artystą, nie wyszło mu życie prywatne i erotyczne...

Tłumaczka, Barbara Woźniak, od samego początku, kiedy tylko postanowiła wziąć się za tłumaczenie „Kontrabasisty” z języka niemieckiego, oczami wyobraźni widziała - z polskich aktorów - tylko Jerzego Stuhra w tej roli! Aktor nie był do końca przekonany, ale tytuł go troszkę zaciekawił. O godz. 12.00 w nocy zaczął czytać, a o drugiej już wiedział, że to może stać się sztuką jego życia. Tak się chyba stało. Od premiery w 1985 roku, Jerzy Stuhr zagrał „Kontrabasistę” prawie 1000 razy.

Fragment spektaklu grany przed radiową publicznością w 2015 r. - 30 lat od premiery "Kontrabasisty".

 

fot. Bartek Cieniawa

Z książki Jerzego Stuhra „Moje smoki na dobre i złe”

Od trzydziestu dwóch lat gram „Kontrabasistę” Patrica Süskinda. Od trzydziestu dwóch lat Kontrabasista starzeje się ze mną. I przez te wszystkie lata wciąż hołduję zasadom moich mistrzów, takich jak Tadeusz Łomnicki, Ignacy Gogolewski, Jan Świderski, Zbigniew Zapasiewicz - że głównym walorem sztuki teatralnej jest kreacja. Nieważne kim jestem naprawdę. Ważne, że potrafię za pomocą szlachetnego oszustwa wykreować postać odległą mi psychicznie, a jednak przekonującą. Opowiadam ze sceny bajkę, a widzowie doskonale wiedzą, że to bajka, a jednak w nią wierzą.
Kiedy grałem jeszcze „Kontrabasistę” na kameralnej scenie Starego, raz po spektaklu podszedł do mnie widz i pyta:
- Panie Stuhr, a jak to jest, kiedy się panu nie chce?
- Co to znaczy „nie chce”? - pytam.
- No tak normalnie. Jest pan zmęczony albo na kacu… To jak długo wtedy pan wytrzymuje na scenie?
- Zawsze tyle samo. Przecież to napisany tekst. Od kropki do kropki. Godzina, czterdzieści siedem minut.
- Napisany? To pan tak nie od siebie?
Uwierzył, że jestem kontrabasistą. Na tym polega magia teatru. Teatru, którego już nie ma…

(...)

Kiedy gram „Kontrabasistę”, całą publiczność mam dla siebie. To wielka odpowiedzialność. W kulminacyjnym momencie spektaklu bohater krzyczy.
- Dlaczego ja to robię?
No właśnie, dlaczego kontrabasista przez pół życia ciągnie smyczkiem przez struny? Traci władzę w prawej ręce tylko po to, aby wydawać dźwięk, który komuś kiedyś wydał się potrzebny? Dlaczego aktor przez pół życia zużywa tyle energii, aby przekazać coś, co kiedyś komuś wydało się ważne?
Jestem już w takim wieku, że na wieczór z „Kontrabasistą” muszę się przygotowywać cały dzień. Zbierać i kumulować energię, aby móc ją później przekazać Państwu w ciągu godziny i czterdziestu siedmiu minut. Długo siedzę przed spektaklem w garderobie, przy zasłoniętych oknach. Raz miałem sytuację w Lublinie, grałem w Filharmonii Lubelskiej. Okna garderoby wychodziły na parking. Przez godzinę przed spektaklem pusty wcześniej parking zaczął się zapełniać. Samochód za samochodem, samochód za samochodem… A ja wiem, że oni wszyscy przyjechali dla mnie! Zaczęła ogarniać mnie trema - czy spełnię ich oczekiwania? Pozbyłem się jej dopiero po kilku minutach spektaklu.
Dlatego zabraniam moim agentom informować mnie, ile kosztuje bilet na mój spektakl. Raz się dowiedziałem, że 150 zł. I natychmiast pomyślałem: „To rodzina musi wydać 450 zł! Czy ja im to zrekompensuję?”

 

fot. Bartek Cieniawa

Recenzja

Marek Kubiak, www.teatrdlawas.pl

„Kontrabasista” Patricka Süskinda to jeden z najlepiej zakamuflowanych tekstów o samotności, o niespełnionych ambicjach, zawiedzionych nadziejach i przemijaniu w poczuciu ujemnego bilansu życia, życia w którym tak bardzo chciałoby się grać pierwsze skrzypce; a jednak los pokazuje nam palcem dalekie miejsce w szeregu.

Na scenie Teatru Polonia słuchamy monologu muzyka, który w każdym zdaniu o swoim zawodzie, o muzyce, miejscu pracy, technicznych detalach gry na kontrabasie, ukrywa dojmujący smutek i pretensje dojrzałego, sfrustrowanego i nieszczęśliwego mężczyzny. Ironia i pozorny humor, z jakimi zwraca się aktor do niemych słuchaczy, nie pozostawiają jednocześnie złudzeń, że skazany na swój instrument bohater sam już gdzieś dawno temu, po drodze, utracił wiarę w pozytywną odmianę losu. Jego świat na zawsze już pozostanie ciasnym mieszkaniem z ogromnym pudłem instrumentu, który choć jest najwierniejszym jego towarzyszem, to jednocześnie staje się znienawidzonym naocznym świadkiem życiowego fiaska.

Niewielu jest artystów, którzy z równą Jerzemu Stuhrowi finezją, potrafiliby zbudować tę rolę na tyle wiarygodnie, by widz zapomniał, że stoi przed nami aktor, że istnieje jakakolwiek bariera między sceną, a widownią. W „Kontrabasiście” te dwa światy magicznie się ze sobą zazębiają. Do tego imponuje wyśmienita kondycja aktora i brak choćby cienia rutyny. Mimo, że Stuhr monodram ten wykonuje już od 28 lat (już 35 lat, red.) wciąż widać ewidentną przyjemność z gry scenicznej, popartą zwykłym, prostym szacunkiem wobec widzów. To klasa sama w sobie i nieczęsta już dzisiaj w tym zawodzie szlachetna pokora.

I choć smutny to tekst, a każdy wywołany tu śmiech jest jednocześnie śmiechem przez łzy, przyjemność to wprost niebywała być świadkiem takiego wydarzenia teatralnego. Są bowiem magicy teatru, którzy z codziennej pracy na scenie potrafią uczynić prawdziwe święto – Jerzy Stuhr do nich należy z pewnością. A sympatia widzów zaczyna się przenosić i na samą postać, w którą wciela się aktor; chciałoby się wręcz sprawić, by okrzyk z wyznaniem miłości – ostatnia bodaj szansa na zmianę losu smutnego kontrabasisty – nie uwiązł po raz kolejny w gardle bohatera.

 

 

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.

Ok